sobota, 7 grudnia 2013

6.


Podjechałyśmy pod pensjonat Salvatore'ów. Wcześniej nie miałam szansy zbytnio przyjrzeć się samemu budynkowi, jednak teraz mi się udało. Przez moment podziwiałam rezydencję, jednak tylko przez krótką chwilę, bo Caroline ciągnęła mnie do środka.
 Jeszcze zanim przekroczyłyśmy próg budynku Caroline krzyknęła:
 - Katherine! - Wampirzyca zmaterializowała się przed nami w mgnieniu oka. - Ogarnij pozostałych.  My zajmiemy się alkoholem i muzyką.
 - Dziś pijemy? Super! 
 Brunetka zniknęła, słychać było jak trzaskała drzwiami i podrywała z łóżek wszystkich po kolei.
 Z Caroline weszłyśmy do salonu. Bonnie podeszła do dość dużej szafki. Gdy ją otworzyła dostrzegłam półki wypełnione na ścisk alkoholami. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. 
 - Ile ma najstarszy alkohol? - zapytałam wskazując na pokaźne zbiory. Bonnie z trudem sięgnęła po butelkę na najwyższej półce i czytała etykietę. 
 - Jakieś... 120 lat? - roześmiała się i odstawiła butelkę na półkę. 
 - A ile właściwie macie wy wszyscy lat?
 - Ja jestem wampirem od dwóch lat, a bracia Salvatore - który właśnie weszli do salonu w towarzystwie bliźniaczek, które jak się domyśliłam również były wampirami - wampirami są od jakiś stu sześćdziesięciu. Katherine - wskazała na tą ładniejszą bliźniaczkę - Około pięćset czterdziestu. Jest najstarsza z nas. i cały czas się wymądrza. Elena..
 - Bliźniaczka Katherine?
 - Sobowtór. - westchnęła - dłuższa historia, nie pytaj. Elena od roku. - Elena zaciągnęła Stefana na kanapę, a Kath i Damon podeszli do Bonnie. 
Caroline pociągnęła mnie w kierunku szafki z ciemnego drewna. 
 - A tu.. - lekko nacisnęła na górę mebla, która podskoczyła do góry - wybierzemy muzykę.
 Moim oczom ukazał się niesamowity laptop. No w samym urządzeniu nie było nic nadzwyczajnego, ale zawartość którą pokazywała mi Care, była imponująca. 
 - Siedem tysięcy osiemset czterdzieści trzy utwory - Blondynka wskazała mi numer z boku listy utworów -  Wszystkie podzielone na gatunki, lata i tak dalej. To na co masz ochotę? Coś mocniejszego czy delikatniejszego?
 - Siłę alkoholu dostosujesz do muzyki czy na odwrót?
 - Muzykę do alkoholu.
 -To ustaw coś naprawdę mocnego. - uśmiechnęłam się szeroko i poszłam w kierunku szafki z alkoholami. Razem z trójką, która już tam stała ustawiłam butelki na stole. Wszyscy zasiedliśmy na kanapach. Muzyka grała naprawdę głośno, a alkohol szybko ubywał. Po godzinie picia i śmiania się, poczułam się nieco przytłoczona całym gwarem. Elena i Stefan obściskiwali się na kanapie jak napaleni narzeczeni, a Caroline, Katherine i Damon, śmiali się z pijanej Bonnie. 
Wstałam z kanapy.
 - Zaraz wracam. - powiedziałam i wzięłam z torebki zapalniczkę i paczkę papierosów. Potworny nałóg, który zabija jednak jak nic pozwala się odprężyć.
 Wyszłam przed dom i zapaliłam jednego papierosa,  mocno zaciągnęłam się. Zaczęłam się krztusić.  Zaklęłam pod nosem.
 - Cholera, Samatha! - Moja przyjaciółka potrafiła mi dopiec nawet na odległość. Zamieniła jednego waniliowego papierosa na mentolowego kiedy nie patrzyłam. Oczywiście tych drugich nienawidziłam. Zgasiłam butem ledwo napoczętego papierosa i wyjęłam kolejnego z paczki. Ten był dobry. Kiedy zaciągałam się po raz kolejny u mojego boku pojawił się nagle Damon. Był mocno wstawiony.
 - Witaj Amber. - moich uszu dobiegł cudowny głos.
 - A ty tu czego? - zapytałam dmuchając mu w twarz dymem. Nadal nie wybaczyłam mu tego, co było w motelu. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek się na to zdobędę.
 - Szczerze? Przyszedłem przeprosić.

___________
Witam po meeega długiej przerwie.
Wiem, wiem, zaniedbałam opowiadanie.
Właściwie to zawiesiłam je, o czym nie wspomniałam, ale może mi wybaczycie. 
Za nami kolejny rozdział (ta, krótki - kolejna rzecz, którą może mi wybaczycie), a w przyszłym tygodniu dodam kolejny. Będzie coś więcej niż zwykłe picie alkoholu

sobota, 14 września 2013

5.

 Pierwsza ruszyła się blondynka. Caroline. Szybkim ruchem rozerwała krępujące mnie sznury. Rozmasowałam obolałe nadgarstki.
 - To o co chodzi z pierścieniem?
 Bonnie zrobiła krok w moim kierunku.
 - Czarownica ma duże pole działania jeśli chodzi o biżuterię. Może..
 - Ty jesteś czarownicą?
 Kiwneła głową - Tak. Czarownica może tworzyć pierścienie chroniące wampiry przed słońcem. To chyba robią najczęsciej. Ja zrobiłam dwa. Dla Caroline i Eleny. Mniej znane i zdecydowanie rzadziej wyrabiane są pierścienie, które chronią ludzi przed jakąkolwiek śmiercią z rąk istot nadnaturalnych. Jak twój. - wskazała na moją dłoń. - Kto ci go dał?
 - Moja babcia mi to zapisała wraz z jakimiś starymi książkami.
 Caroline, która pomagała Damonowi wstać popatrzyła na Bonnie
 - Czy to mogą być..
 - Księgi czarów? Chyba tak. Czym się zajmowała twoja babcia?
 - Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Chcesz zobaczyć te księgi?
 Mulatka kiwnęła głową. Tuż przed wyjściem z lochu usłyszałam narzekania Damona.

***

 Weszłyśmy do mojego domu. 
 - przepraszam za bałagan, ale przyjechałam tu wczoraj.
 - nie ma sprawy - uśmiechnęła się Bonnie - To gdzie księgi?
 Wskazałam na stolik do kawy cały zawalony księgami i papierami.
 - Wow. - krótko podsumowała. - To wszystko było twojej babci?
 - Mhm. I jej babci. I tak dalej. co drugie pokolenie.
 Bonnie usiadła na kanapie, ja zaraz koło niej. Zaczęłyśmy przeglądać księgi. Niektóre rzeczy mi tłumaczyła. Koło 15. odezwał się dzwoek do drzwi. Wstałam otworzyć.
 - Caroline! Hej. Nie spodziewałam się ciebie.
 - Hm, no tak. Przyniosłam wam pizze! - uniosła rękę z dwoma płaskimi pudełkami. Chciała zrobić krok do przodu, ale zatrzymała ją jakaś niewidzialna bariera.
 - Musisz ja zaprosić, jeśli ma wejść. Oczywiście jeśli chcesz. - z głębi domu krzykneła Bonnie.
 Otworzyłam drzwi szerzej i niczym lokaj zaprosiłam ja gestem do środka.
 - Caroline Forbes, zaraszam cię do domu.
 Blondynka się rozpromieniła i niemal wskoczyła do środka. podała mi pizzę. Wzięłam pudełka i zrobiłam jej miejsce. Care sięgnęła do torebki i wyjęła butelkę whisky.
 - pomoże myśleć. z resztą pijane czarownice są zabawne. - powiedziała przechodząc do salonu. Bonnie zgromiła ją wzrokiem.
 - Chyba nie dowiem sie o co chodzi, prawda? - przeszłam do kuchni i wyjęłam pizze na duże talerze.
 - Na pewno nie. - Odburknęła Bonnie patrząc wilkiem na Care.
 Wróciłam z pizzą.
 - To co z tymi papierami?? - Zapytała blond wampirzyca
 - To wygląda na księgi czarów. Starsze niż te które mam. A moje liczą sobie  koło trzystu lat. - Bonnie mówił tekkim tonem, ale i z nieskrywaną fascynacją. Popatrzyłam na Caroline, która stała pół metra ode mnie i trzymała w dłoni nienaruszoną butelkę z alkoholem.
 Wziełam whisky od wampirzycy i szybkim ruchem ją odkręciłam. Pociągnęłam kilka łyków. Nieco odprężyłam się gdy poczułam znajome drapanie w gardle.
 - Bon. Jakie są szanse, że i ja jestem czarownicą?
 Czarownica zawahała się.
 - Jakieś 95 procent.
 Opadłam na kanapę nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
 - Hej, dobrze się czujesz?
 - Tak, chyba tak. - odpowiedziałam, głosem wypranym z wszelick emocji. W ciszy jadłysmy pizze. Zaczęłam wpatrywać się w świeczkę stojącą na komodzie pod ścianą. Dałabym radę ją zapalić?
Nie skończyłam o tym myśleć, a świeczka buchnęła płomieniem. Szybko podniosłam się z kanapy i podeszłam do komody. Zgasiłam płomień dmuchnięciem.
 - Teraz mam sto procent pewności. - popatrzyłam na Caroline. - Gdzie można się upić w dobrym towarzystwie?
 - Może u Salvatore'ów?
 kiwnęłam głową, zabrałam torebkę, założyłam buty.
 - Bonnie? idzesz z nami?
 - mogę. Ale nie będę pić.
 Zaczełyśmy się śmiać. Szybko posprzątałyśmy rzeczy za stolika. resztę pizzy schowałam do lodówki. Atmosfera się rozluźniła, a my wyszłyśmy na zewnątrz. Wszystkie wpakowałyśmy się do auta caroline i pojechałyśmy do pensjonatu.

sobota, 3 sierpnia 2013

4.

 Obudziłam się przywiązana do krzesła w swego rodzaju piwnicy. Byłam cała zesztywniała. Nie wiedziałam, czy od chłodu jaki panował w lochu, czy od tego, że długo się nie ruszałam. Do tego miałam potwornego kaca. Spróbowałam się poruszyć, ale ktoś związał mnie na tyle mocno, że nie miałam na to szansy. Popatrzyłam na swoje ręce. Na dłoniach wciąż miałam skórzane rękawiczki a na palcu lewej dłoni na rękawiczce nadal miałam pierścionek od babci.
 W cieniu w kącie dostrzegłam zarys postaci, która w tej samej chwili wyszła z ukrycia. To była Katherine.Podeszła do mnie i zacisnęła mi na ramieniu dłoń, boleśnie wbijając idealnie opiłowane paznokcie w skórę.
 - Czemu pytałaś o werbenę? - wyskoczyła nagle z pytaniem.
 - Co? - nie wiedziałam o co jej chodzi. Nie pamiętałam.
 - W barze. upiliśmy sie, a ty nagle zapytałaś sie Bonnie o werbenę!
 Coś mi świtało w głowie, ale wciąż wspomnienia poprzedniej doby były bardzo, bardzo niewyraźne. Drzwi otworzyły się, a w progu stanął ciemnowłosy facet. Gdy dostrzega mnie przywiązaną do krzesła, blednie, spogląda to na Katherine, to na mnie. Gdy zobaczyłam jego oczy, wspomnienia zalały mnie potężną falą. Cała noc w motelu; alkohol, moja kolacja i... Pobladłam. I krew. Moja. On ze mnie pił. On był wampirem. i jeszcze jego imię... Damon. Cały czas patrzyłam się na niego.
 Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, on zadaje pytanie Katherine:
 - Co tu się do cholery dzieje? I kto to jest?
 Ja w ciągu paru sekund doszłam do siebie.
 - No nie mów, że już zapomniałeś. - zaśmiałam się, kryjąc swój strach. - Pozwól, że przypomnę. Jakieś dwadzieścia osiem godzin temu, przysiadłeś się do mojego stolika kiedy jadłam posiłek. Później wypiliśmy trochę, zabrałeś mnie do jakiegoś motelu, w międzyczasie gdzieś zniknąłeś, bo gdy obudziłam się rano nie było cię! - niemal krzyczałam na niego. - Spotkałam cię przy automacie z napojami. Stałeś tam z kawą. Jak wróciliśmy do pokoju, byłeś tam chwilę i się zmyłeś. Jak każdy typowy, pieprzony facet!
 Musiałam przestać, bo nie miałam siły oddychać. Z tego skorzystała Katherine.
 - Że co?
 - A i zapomniałam, o coś zapytać. - zostałam zignorowana.
 Do piwniczki weszli pozostali z poprzedniego wieczoru. Zrobiło się cholernie ciasno. Nie miałam czym oddychać. Zaczęła się ostra dyskusja, wszyscy mnie olewali. Damon przekonywał wszystkich, że wymazał mi pamięć (byłam trochę zdziwiona), wszyscy darli się na niego, że chyba jednak mu się nie udało.
 -Czy ty jesteś wampirem? - w pomieszczeniu zapadła cisza. - Czy. ty. jesteś. wampirem? - zapytałam ponownie oddzielając każd słowo od poprzedniego.
 -Tak. - padła krótka, rzeczowa odpowiedź. nie taka jakiej się spodziewałam. potrząsnełam głową. Damon zwrócił sie do Katherine - jak ona - wskazał na mnie - sie tu znalazła?
 - Zabiłam ją.
 - Co? - krzyknełam. - Chyba nie! nie siedziała bym tutaj. - Damon potrzegł do mnie i przyjrzał sie moim dłoniom.
 - Wiedziałas o pierścieniu? - zapytał Katherine.
 Westchnęła i odpowiedziała:
 - Nie, nie wiedziałam.  W razie czego nasza wiedźma by ją ratowała swoim czary-mary.
 Brunet błyskawicznie przygniótł ją do ściany
 - Ty suko.
 - Tobie też nie zależało na niej. Jedna nocka. Brawo, Damonie. - wycharczała. - Swoją drogą, rajcuje cię to? Robienie krzywdy kobietom? - bez wachania wykręcila mu rękę którą zaciskał na jaj szyi. Zwinął sie z bólu. - Zawsze będe silniejsza niż ty - wyszła z lochu, a wszyscy przyglądający się tej scenie stali w osłupieniu.
 Bliźniaczka Katherine, wyszła zaraz za nią ciągnąc za sobą Stefana. Zostałam tu z Caroline, Bonnie oraz Damonem nastawiajacym sobie dłoń. przypatrywałam się wszytkiemu w szoku. uświadomiłam sobie właśnie, że od tąd moje życie będzie zupełnie popaprane. - Super. To może ktoś mnie rozwiąże i wytłumaczy mi o co chodzi z pierścieniem?